Elektrownia jądrowa w Ignalinie na Litwie powierzyła firmie Sweco misję oceny ryzyka środowiskowego dla planowanego głębokiego składowiska odpadów radioaktywnych (DGR). To kluczowy krok w trwającym dekady procesie likwidacji elektrowni, który ma zapewnić bezpieczeństwo na tysiące lat. Projekt wart 448 000 euro ruszył w grudniu 2024 roku i potrwa rok – jego efekty mogą zadecydować o przyszłości Litwy i jej mieszkańców.
Elektrownia jądrowa Ignaliną została zamknięta w 2009 roku na żądanie Unii Europejskiej. Jest to relikt sowieckiej ery z reaktorami typu RBMK – takimi samymi, jakie eksplodowały w Czarnobylu. Jej likwidacja to nie tylko demontaż reaktorów, ale także walka z radioaktywnymi odpadami i próba przywrócenia terenu do życia. Wszystko to ma zakończyć się do 2040 roku, a głębokie składowisko ma ruszyć w 2080 roku. Sweco wchodzi tu z zadaniem prześwietlenia 77 potencjalnych miejsc pod kątem wpływu na glebę, wody gruntowe, powietrze i przyrodę.
Sweco to nie nowicjusz w świecie jądrowym. Od budowy elektrowni po ich rozbiórkę – firma zna się na rzeczy, działając w takich krajach jak Szwecja, Belgia czy Finlandia. Na Litwie ich misją jest znaleźć miejsce, gdzie odpady będą bezpieczne przez tysiące lat, a przy okazji uspokoić mieszkańców, którzy mają prawo decydować o swojej przyszłości.
– To dla nas zaszczyt być częścią tego projektu. Chodzi o bezpieczeństwo dzisiejszych Litwinów i ich prawnuków – mówi Liudas Zalunskis, szef Sweco na Litwie. Zespół ma połączyć lokalne doświadczenie z globalną wiedzą, by wskazać Ignalinie najlepsze rozwiązanie. To nie lada wyzwanie – odpady radioaktywne nie wybaczają błędów, a Litwa musi działać z głową.
Ignalina to atomowy kac po ZSRR
Ignalina kiedyś była dumą regionu – dwa potężne reaktory RBMK-1500 zasilały Litwę i sąsiadów w czasach Związku Radzieckiego. Ale po Czarnobylu i odzyskaniu niepodległości stało się jasne, że to tykająca bomba. UE powiedziała „stop” i w 2009 roku elektrownia zamilkła. Teraz trwa sprzątanie – demontaż, dekontaminacja i szukanie miejsca na odpady, które będą groźne dłużej, niż istnieje nasza cywilizacja. Litwa nie ma wyboru – musi zamknąć ten rozdział. Ale to nie tylko techniczne wyzwanie. To walka o zaufanie ludzi, którzy boją się składowisk w swoim sąsiedztwie. Sweco ma pomóc przekonać ich, że da się to zrobić bezpiecznie – pytanie, czy im się uda.
Atom w zielonej rewolucji to przyszłość czy przeszłość?
Sweco widzi ten projekt jako część większej gry – transformacji energetycznej. Energia jądrowa, choć budzi emocje, może być kluczem do świata bez węgla i ropy. Firma działa na wszystkich frontach: od projektowania po odpady, pomagając krajom znaleźć balans między ekologią a rzeczywistością. Na Litwie to nie chodzi o nowe reaktory, ale o posprzątanie po starych – i zrobienie tego z głową. Społeczeństwo będzie tu kluczowe. 77 lokalizacji to 77 potencjalnych konfliktów, bo nikt nie chce odpadów pod oknem. Sweco obiecuje transparentność, ale czy to wystarczy, by przekonać sceptyków? Litwa stoi przed testem: jak pogodzić technologię z ludzkimi obawami.
Rok 2025 to tylko wstęp. Po raporcie Sweco Litwa wybierze miejsce, zaprojektuje składowisko i ruszy z budową – wszystko po to, by w 2080 roku odpady zniknęły pod ziemią. To ponad 70 lat od zamknięcia Ignaliny i jest to dowód, jak piekielnie trudna jest ta misja. 448 tysięcy euro to kropla w morzu kosztów, które częściowo pokrywa UE, ale każdy krok przybliża Litwę do finału.
Sweco ma asa w rękawie, bo ma już doświadczenie z takich projektów jak fińskie Onkalo, gdzie odpady już idą pod ziemię. Jeśli Litwa pójdzie tym śladem, może стать (stać się) wzorem dla innych. Na razie jednak to gra o wysoką stawkę – każdy błąd może kosztować zdrowie przyszłych pokoleń.
Źródło: Sweco
Fot. Pixabay